O Vlorze pisałam wielokrotnie. Bardzo dobrze i bardzo źle. W końcu warto spojrzeć na to miasto z dystansu i typowo informacyjnie. Czyli poradnik dla tych co spędzą wczasy we Vlorze oraz tych co nie są może jeszcze przekonani. Continue reading “Vlora i co dalej?”
Tag: sezon w albanii
Niezwykłe albańskie owoce
Moja mama bardzo często, jak wisimy na telefonie, pyta: “A jakie macie teraz owoce?” Rzeczywiście w Albanii jest ich bardzo dużo i są przepyszne. Dojrzewające w pełnym słońcu albańskie owoce smakują zupełnie inaczej niż takie kupowane w supermarkecie. Oprócz arbuzów, melonów, nektarynek, czereśni, jabłek, cytrusów są również owoce, których w Polsce albo nie ma albo są mało znane! Często na szlaku turyści pytają mnie o niektóre z nich, bo chcą poznać nowe smaki. Continue reading “Niezwykłe albańskie owoce”
Jej Wysokość Albania
Tak naprawdę będzie to wstęp. Coś na zasadzie podsumowania pierwszego etapu mojego ostatniego wyjazdu, który wzbudził wiele fajnych emocji. W końcu udało mi się znaleźć trochę więcej czasu na podróżowanie. W sezonie też wykroiłam kilka dni na krótsze wypady, które na pewno posłużą za kanwę do kolejnych albańskich przemyśleń. Continue reading “Jej Wysokość Albania”
Sześćdziesiąt tysięcy czyli sezon 2016
Jesień nadeszła – trzeba odpowiednio zamknąć sezon i podsumować te cztery miesiące.
Cztery miesiące.
Szósty sezon.
Ponad sześćdziesiąt tysięcy Polaków, który przekroczyli granicę z Albanią w tym roku.
Dziewiąte miejsce wśród najczęściej wybieranych przez moich rodaków krajów na wyjazd wakacyjny. Continue reading “Sześćdziesiąt tysięcy czyli sezon 2016”
Sen o potędze
Lubię być pierwsza.
Bunk’art jest miejscem, o którym pierwsze wzmianki pojawiły się już 2 lata temu. Próbowałam tam wejść – okazało się, że był otwarty raz i to zupełnie okazyjnie. Miejsce to traktowałam mocno obsesyjnie, bo chciałam być pierwsza. Continue reading “Sen o potędze”
Berat/Ardenica
Jak doskonale wiecie w sezonie niestety nie mam czasu na pisanie. O Beracie pisałam – o Ardenicy jeszcze będę chciała napisać wiele, wiele więcej.
Dziś chciałam pokazać jak wspaniale jest zwiedzać te dwa miejsca poprzez fotografię Krystiana Pilawy. Zdjęcia są genialne! A każdy kto chce może zobaczyć “na żywo” jak oprowadzam po tym mieście. Tu macie mały przykład mojego szaleństwa 🙂 Continue reading “Berat/Ardenica”
Albania w domu
Kilka razy w ciągu sezonu zdarza mi się w turnusie śmieszek, który zadaje, z udawaną powagą , pytanie, gdzie można kupić Kałasznikowa na pamiątkę. Kilka osób pytało też o granaty, ewentualnie o marihuanę z Lazaratu. Może to być rozczarowujący wpis, bo wśród pamiątek, które można przywieźć z Albanii nie będzie tych precjozów. Continue reading “Albania w domu”
Albańskie menu
Planując podróż gdziekolwiek zastanawiam się zwykle co zjem. Kocham dobre jedzenie i odkrywanie smaków. Specjalnie dla Was przygotowałam zestawienie tego co moim zdaniem musi koniecznie znaleźć się na Waszej liście potraw do spróbowania w Albanii. Nie oddam tu wszystkich niuansów albańskiej kuchni, ale wcale nie o to chodzi. Bardziej liczę na to, że będzie Wam ciekła ślinka na samą myśl o podróży do Albanii.
Wszystko, co chcielibyście wiedzieć o Albanii…
Planując wakacje każdy potrzebuje jak najwięcej praktycznych informacji dotyczących kraju, do którego się wybiera. Mój blog służy jako takie jedno wielkie FAQ już od dwóch lat, ale wiem, że brakuje kilku drobnych info albo czasem trzeba dotrzeć do odpowiedniego wpisu. Continue reading “Wszystko, co chcielibyście wiedzieć o Albanii…”
Biurko na plaży
Od kiedy wiosna wdarła się szturmem do Polski czuję, że to już niedługo… ciężko mi wysiedzieć za biurkiem. Najciekawsze, że w moim wypadku nie chodzi ani o plażowanie, ani o wypoczynek. A właśnie o tym w sumie chciałam napisać, bo ostatnio często rozmawiam z moimi turystami, którzy za chwilę będą gościć w Albanii i mają masę pytań. Dlatego dziś znów garść typowo wakacyjnych informacji.
Na urlopie każdy chce wypocząć, wygrzać się i opalić. Ja ze względu na bardzo jasną karnację chronię się jak mogę i turyści zawsze wypominają mi to, że jestem kiepską reklamą plażowania. No cóż – taka zawodowa przypadłość 🙂
Wiele osób nie chce jechać na wakacje w szczycie sezonu. Tłumaczą swoją decyzję tym, że nie lubią tłoku oraz upałów.
Faktycznie w lipcu oraz sierpniu w Albanii, w szczególności w kurortach, jest bardzo dużo turystów. Zarówno obcokrajowców jak i Albańczyków, którzy uciekają z Tirany i innych większych miast nad morze. Albańczycy tłumnie zjeżdżają również z zagranicy – głównie Włoch oraz Grecji, gdzie była największa fala emigracji. Coraz częściej widzimy również tablice rejestracyjne z Wielkiej Brytanii, Niemiec, Szwajcarii czy Austrii. Z roku na rok nas Polaków jest też coraz więcej. Z moich obserwacji wynika, że jesteśmy jedną z liczniejszych grup narodowościowych, które podróżują po albańskich drogach.
Te dwa miesiące to również czas najwyższych temperatur. To, że przekraczają trzydzieści stopni to mało powiedziane… nad morzem jest jeszcze znośnie, ale np. w centrum miasta, gdzie nie czuć bryzy jest naprawdę bardzo, bardzo gorąco. Ale w sumie po to jeździ się do tak zwanych “ciepłych krajów” żeby odpocząć od nieprzewidywalnej polskiej pogody.
Czerwiec i wrzesień to miesiące, kiedy temperatura nie powinna przekraczać magicznej trzydziestki. Jednak zdarzyło mi się i takie lato, kiedy do Albanii już w drugiej połowie czerwca przyszła fala upałów.
Przyznam, że bardzo lubię albański czerwiec, kiedy sezon dopiero się rozkręca. Jest zielono, jeszcze nie wszystko jest spalone słońcem i nie ma tłumów. Niektóre knajpki dopiero się otwierają – kurort budzi się do życia. Woda już jest na tyle ciepła, że można się kąpać, a słońce na tyle mocne, że przywieziemy super opaleniznę. Trzeba uważać żeby nie załatwić się tak jak ja! Na swój pierwszy spacer po Vlorze w czerwcu wybrałam się… bez kremu z filtrem. Zdecydowanie nie wyglądałam jak muśnięta słońcem…. raczej jak miss Piggy czy panowie, którzy raczą się trunkami na osiedlowych ławeczkach. Wieczór spędziłam pokryta pantenolem, sącząc wapno zamiast drinka z parasolką.
Wrzesień to czas, kiedy kurort powoli zasypia i wycisza się. Jest to świetny okres na zwiedzanie, ale można się również doskonale “strzaskać na mahoń”. W mniejszych miejscowościach takich jak Himara czy Ksamil we wrześniu nie widać już czasem żywego ducha, a tętniące życiem, jeszcze przed dwoma tygodniami kawiarnie i knajpki są pozamykane na cztery spusty. Obrzeża Vlory też zaczynają się wyludniać, więc jak ktoś zatrzyma się w hotelu z dala od centrum naprawdę może mieć wypoczynek od cywilizacji. Nie ma już tak wielu busików, które jeżdżą do samego centrum, niektóre restauracje też już zaczynają się zwijać. Wiem o tym doskonale mieszkałam kiedyś na przedmieściach Vlory i myślałam, że się zanudzę. Zazwyczaj jak słyszymy, że hotel znajduje się w spokojniejszej części tego miasta oznacza to, że mamy do czynienia z obiektem, który znajduje się minimum 10-15 kilometrów od centrum, a nawet najbliższego spożywczaka. W samej Vlorze nadal normalnie funkcjonują dyskoteki, restauracje i kawiarnie.
Jedne z najczęściej zadawanych pytań dotyczą plażowania.
Albania ma bardzo zróżnicowaną linię brzegową dzięki temu plaże nie są jednakowe. We Vlorze widać ten podział doskonale. Plaża najbliżej centrum jest piaszczysta i bardzo długa, ciągnie się od portu przez ok 4 km. Pokryta jest dość ciemnym, powulkanicznym piaskiem i przy brzegu jak są fale woda nie jest przezroczysta. Później pojawia się coraz więcej kamyczków i zaczynają się plaże kamieniste i zatoczkowe. Są bardzo malownicze, również ze względu na to, że dzięki jasnym kamieniom na dnie woda ma lazurowy kolor i jest krystalicznie przejrzysta. Nie ma tam jednak tak łagodnego zejścia jak na plaży miejskiej i są silniejsze prądy oraz fale. Jak przejedziemy pas ok 7 kilometrów znów mamy plaże z łagodniejszym wejściem do wody z drobnymi kamyczkami. I tak aż do Orikum. To dystans prawie 20 kilometrów licząc od portu – na całej tej trasie są hotele oraz restauracje przy plażach. Można podjechać busem i wrócić popołudniu po plażowaniu.
Po drugiej stronie miasta znajduje się tak zwana “stara plaża” (Plazhi i vjeter) – również piaszczysta i z łagodnym zejściem. Należy tam podjechać busem lub autobusem miejskim mijając tzw. zona industriale czyli część przemysłową miasta, gdzie znajdują się pozostałości m.in. starej fabryki oliwy, ale również elektrownia oraz rafineria. Plaża jest odgrodzona od drogi lasem piniowym i znajduje się tam cały kompleks plażowych restauracji z zimnym piwkiem i smacznymi rybkami.
Zwykle plaże znajdują się przy restauracjach i korzystając z nich trzeba wykupić leżaki. Koszt dwóch leżaków i parasola na cały dzień to 300-500 leków czyli 2-4 euro. Wszystko zależy od klasy restauracji/hotelu, miesiąca oraz widzimisię właściciela. Na ręczniczku można rozłożyć się na plaży publicznej, która znajduje się najbliżej miasta.
Czy jest czysto? A z tym różnie bywa – co jest normalne niestety, bo ludzie śmiecą. Nie jesteśmy idealnym gatunkiem i albo nam się zdarzy zakopać papierek po lodach w piasku, albo zostawić puszkę po piwku… butelkę po napoju… etc etc. Niedziela wieczorem nie będzie idealnym momentem na klimatyczne fotki na plaży, bo w weekend przewija się tam najwięcej ludzi. Plaża publiczna jest regularnie sprzątana, ale najlepiej jest jednak na plażach przy restauracjach, bo tam właściciele starają się sprzątać codziennie i dzięki temu naprawdę jest w porządku. Najciekawsze jest jednak dla mnie to, że leżaki nie są jakoś specjalnie chowane i zbierane z plaży na noc. Można dużo powiedzieć o Albańczykach, ale nie są wandalami – nie niszczą bez sensu dla samej przyjemności niszczenia.
Na koniec trochę zdjęć żeby lepiej wyobrazić sobie wakacyjny klimat 🙂
Tak często też wracam z centrum 🙂 Można kawałek iść deptakiem, a kawałek plażą.
Panowie każdego popołudnia rozkładali się na plaży 🙂