Feel the flow… wspomnienia z podróży II

Albania różni się od Kosowa.

Oczywiście wszystko przenika się i miesza. Kotłuje w wiecznym bałkańskim tańcu. Każdy „Bałkaniec” ma na twarzy piętno Imperium Osmańskiego. Gdzieś w ciemnych oczach, rysach, czarnych włosach… sama nie wiem. Mieszkańcy wszystkich krajów półwyspu mają w swoich twarzach specyficzną melancholię i zaciętość. Dzikość, mocny zarost i mocny makijaż. Nawet jak się śmieją to ich oczy jakoś tak diabelsko błyszczą szaleństwem, które w każdej chwili może wybuchnąć i stać się zarzewiem kolejnego konfliktu. Te ich wojny paliły już nie raz nasz kontynent. Nie raz rozbudzały cały świat, który zastygał w oczekiwaniu jakiejś nieopisanej katastrofy. Katastrofy, która objawiała się na tym obszarze zapomnianym przez Boga, a zarazem przez Boga tak dopieszczonym.

Poprzedni wiek nie był łaskawy. Jugosławię rozdarła wojna, natomiast Albania wpadła w szpony straszliwego totalitaryzmu. Jak już uciekli z pod jarzma też nie działo się dobrze… ale chyba w końcu wyjdą na prostą. Oczywiście jak oświecona Europa im pozwoli.

Albania powitała mnie deszczem…

Granicę przekroczyliśmy bez najmniejszych problemów i kontynuowaliśmy podróż naprawdę świetną trasą. Widoki jak przystało na kraj kontrastów zaskakiwały moich towarzyszy podróży. Góry i opuszczone postkomunistyczne budynki, które przerażały brakiem szyb. Miejsca, które zupełnie nie zaadaptowały się w nowych realiach. Symbolem tego upadku poprzedniego systemu zdecydowanie może być piramida Hoxhy, która straszny w samym centrum pędzącego w stronę kapitalizmu miasta. Albania nie wie co zrobić z  komunistycznymi wspomnieniami, ale właśnie swoja nieporadnością bardzo poprawia nastrój przybyszom z tej lepszej Europy. Chociaż trzeba przyznać, że centra handlowe mają tak samo bezduszne jak i w Polsce. Marki te same, chociaż znajdziemy też dużo niepopularnych u nas włoskich produktów. Buty i torebki z mojej perspektywy godne westchnień. Z resztą moje ukochane buty przywiozłam z Albanii właśnie i boję się, że kiedyś po prostu rozpadną się, gdzieś w podróży.

A Vlora zimą jest zaspana. Od zatoki wieje i wilgoć wdziera się wszędzie. Widać ten melancholijny rys jeszcze wyraźniej na albańskich twarzach. Wszyscy znajomi powtarzają, że zima to straszna nuda. Pogoda jest, ale nie ma komu jej doceniać, gdyż miasto jest w letargu. Albania zimą wydaje się nieprzyjazna – niezwykle hermetyczna. Brak kolorów sprawia, że zdaje się być narysowana grubą kreską, która może wzbudzać niepokój. Na pewno nie poddaje się łatwo obserwacji. Myślę, że fajnie się czasem zatrzymać i zastanowić, a nie w kółko powielać jakieś schematy. Nabrać dystansu.

Dobrze jest znaleźć knajpę przy porcie, gdzie pan w zaplamionym żółtym golfie będzie podawał nam najlepsze ryby na świecie. Przygotowane tak, że nie powstydziłaby się ich najbardziej wypasiona restauracja.

Dobrze jest spojrzeć na gruzowisko pozostałe po hotelach, które nie miały zgody na budowę i stwierdzić, że teraz z każdego punktu deptaka będzie widać morze i Vlorę w pełnej krasie.

Dobrze też trochę się zasmucić, że pośród tych gruzów legła również knajpka z pyszną jagnięciną lub miejsce, które pamiętało się ze względu na jakiś niewiele znaczący dla ludzi drobiazg. Jeżeli reagujemy na coś żywiołowo i osobiście to znaczy, że jesteśmy na swoim miejscu.

Albania powitała mnie deszczem… żeby później rozpogodzić się i zażartować „Tylko Cię sprawdzałam! Jesteś nasza.”

1004092_10152030163212737_1085928652_n 1013308_10152030162727737_1144206418_n 1546207_10152030163402737_923888230_n 1654277_10152030162927737_998061081_n 1794592_10152030163267737_1898797294_n 1796541_10152030163567737_1025618018_n

Feel the flow… czyli wspomnienia z podróży I

Kilka dni temu wróciłam z Bałkanów. W polskich temperaturach ciężko jest myśleć o „moich rejonach” bez tęsknoty.

Trasa była ciekawa i różnorodna, gdyż obejmowała Kosowo, Albanię, Czarnogórę oraz Chorwację. Jak jeszcze dodamy, że Serbia i BiH też znajdowały się na naszej drodze mamy lwią część półwyspu w garści. Od ponad 10 lat przemierzam te ścieżki i miarą mojego dorosłego życia są tak naprawdę nie lata, ale kilometry.

Niezależnie od tego który raz przemierzam Bałkany zawsze coś mnie zaskoczy, zastanowi lub oczaruje. Najważniejsze jest to, że pierwszy raz odwiedziłam Kosowo i w końcu byłam w samym środku „zimy” we Vlorze. Oczywiście ta wycieczka wywołała we mnie takie straszne pokłady emocji, że myślę, że na mojej głowie można było zagotować garnek całkiem niezłej zupy. Niejednokrotnie odczuli to towarzysze podróży, którzy musieli się przebić przez mój słowotok oraz mentalny haj. To niezwykle inspirujące, ale i na wskroś intymne mówić ludziom o swojej pasji, która nie musi być przez nikogo rozumiana. Bo kochać Bałkany to trochę jak żyć z na pozór brzydką żoną. Jeden ze znajomych kierowców mówi o swojej per Kazimierz… bo taka paskudna. Ale nawet w sztok pijany wraca jednak do niej 🙂

O Albanii mogę godzinami gadać i wyłuskiwać te wszystkie śmieci z jej pięknego krajobrazu. Złoszczę się. Obiecuje sobie, że to już ostatni rok w turystyce. Ostatni sezon na południu. Później uśmiecham się po kolejnym telefonie, kiedy udaje mi się wytłumaczyć zmartwionemu turyście, że naprawdę nie ma się czego bać, że nawet w tym chaosie stereotypów można znaleźć słońce, plaże i cudne jedzenie. O tym jeszcze nie pisze się wprost. Jeszcze nie każdy potrafi o tym mówić. Dlatego takie wariatki jak ja muszą czasem o tym krzyczeć. Sama sobie taki kierunek wybrałam. Nie mam co narzekać.

Drodzy czytelnicy.

Wiecie jak fajnie jest usiąść na piwku na deptaku w Prishtinie? Pośmiać się z tego, że można go przejść w minutę „wte i wewte”! Ale tak niesamowicie wystrojonych starszych panów widziałam tylko na pocztówkach z Paryża lub Wiednia. Płaszcze i kurtki w stonowanych beżach lub czerniach oraz wszechobecne szaliki w elegancką kratkę. Każdy z resztą tam jest jak z żurnala i cieszyłam się, że mogę się ładnie ubrać i usiąść w nienachalnym słońcu pośród tych ludzi, którzy chcą być w sposób zachodnioeuropejski  bogaci, ale jeszcze nie do końca wiedzą jak. To zdecydowanie łączy ich z Albańczykami, bo summa summarum w Prishtinie równie często jak albańską mentalność można spotkać również matkę Jugosławię. Godnie reprezentowaną przez komunistyczny monolit Hotelu Grand oraz megalomańską budowlę Biblioteki Narodowej.
Pamiętajmy również, że pierwszą rockową piosenką w języku albańskim był przebój na wskroś jugosłowiańskiego Bijelo Dugme Kosovska.

Jest bardzo eklektycznie ze względu na duże stężenie obcokrajowców w krwiobiegu miasta. Czuć tam ten nerw rozwoju i przemiany. Krok ludzi potrafi być szybki i zdecydowany. Rytm pędu nowoczesności miesza się z staromodnym, bałkańskim i  powolnym stukotem obcasów na odnowionym bruku. Kawiarnie krajów południowych same w sobie dają smak codzienności bałkańskiej.

Kelnerzy podają nam wino. Rozkładają serwetki na kolanach. Starają się dopieścić przybyszów z innego świata. Świata, który doskonale pamięta rozkładane stragany z pierwszymi telefonami komórkowymi. Pierwsze przemiany, bohaterów z mównic parlamentarnych i palce wzniesione w geście Viktorii. Kafejki internetowe na każdym rogu i życie, które w końcu traci wszechobecny koloryt szarości.

Chyba dlatego tak im wszystkim kibicuje żeby w końcu starli z siebie ten komunistyczny kurz i mogli iść w pełni dalej. Utracą dziewictwo, ale myślę, że zawsze będą mieli w zanadrzu swoją dzikość, która wcale nie musi być negatywnym słowem.

IMG_0131Prisztina_Kosovo1 Prisztina_Kosovo3 Prisztina_Kosovo8 Prisztina_Kosovo10

Mikołaj też jeździ mercedesem

Święta Bożego Narodzenia nie są tak uroczyście obchodzone w Albanii jak w Polsce. Przede wszystkim wynika to ze struktury religijnej, gdyż katolików jest ok 10 %. Jednak Albańczycy doceniają komercyjny wymiar tego święta.

Tirana nie różni się od innych stolic europejskich w tym okresie. Są kolorowe światełka, jest choinka na głównym placu, jest jarmark świąteczny.

W Albanii nie podkreśla się symboli religijnych i cały nacisk świąteczny jest przeniesiony na obchody Nowego Roku. Nawet znany nam Święty Mikołaj w Albanii jest nazywany Dziadkiem Noworocznym. Oczywiście w Katedrze św. Pawła w Tiranie odprawiana jest tradycyjna msza święta, która gromadzi wiernych. Nie jest ona jednak centralnym punktem wiadomości. Życie toczy się swoim torem, a Boże Narodzenie nie jest najważniejsze.
Nie obyło się tez bez gafy. Bujar Nishani – prezydent pomylił święta. W oficjalnych życzeniach bożonarodzeniowych napisał świętowaniu… zmartwychwstania. Oczywiście media to podłapały, chociaż i tak potraktowały prezydenta dość łagodnie.

Inną świąteczną informacją z pierwszych stron portali to wiadomość o napadzie na sklep w Tiranie, którego dokonał… Mikołaj. Znany raczej z dawania niż odbierania symbol świąt wpadł uzbrojony do sklepu jubilerskiego, a po wszystkim odjechał szarym… mercedesem oczywiście.

Premier świętował z rodziną Aleksa Niki, który zginął w czasie protestów 21 stycznie 2011 roku. Jednak najważniejszym poruszanym w jego kontekście tematem jest budżet 2014 oraz tzw. studniówka rządów. Oczywiście w obu przypadkach znów możemy obserwować kłótnię między Ramą, a Berishą, którzy są głusi na apele o pokój na Świecie.

Na koniec trochę świątecznych nutek.

 

28-11-13

Święto dziękczynienia? Dwutysięczne wydanie Dzień Dobry TVN? Nie.

Święto Niepodległości w Albanii.

Bardzo długo zastanawiałam się nad tym tekstem. Nad jego formą. Od czego zacząć. Na czym skończyć. Moją głowę jak zwykle opanowała obsesja napisania wszystkiego. Na szczęście zachowałam w sobie resztki zdrowego rozsądku.

Najważniejszy jest Plac Flag,o którym pisałam dwa tygodnie temu przy okazji opisywania Vlory. Tak właśnie następuje kumulacja wszelkich obchodów Święta Niepodległości. Wcale nie w stolicy, tylko w tym nadmorskim mieście, które w 1912 roku gościło delegatów z różnych stron Albanii. Trochę wykorzystując sytuację polityczną, a trochę też broniąc się przed nią podpisano Deklarację Niepodległości. Nie oszukujmy się, że nagle i bez najmniejszych problemów pojawiła się w glorii chwały ALBANIA. Kraj ten zawsze leżał w strefie bardzo różnorodnych wpływów. Z jednej strony upadające Imperium Osmańskie, z drugiej łasi na te ziemie sąsiedzi (Serbia, Czarnogóra, Grecja) oraz rozdające karty europejskie mocarstwa, które za chwilę utoną we krwi Pierwszej Wojny Światowej. Wojny, o której mówi się, że miała swój początek na Bałkanach właśnie.

Podobnie jak w przypadku Polski dzisiejszy kształt Albanii był również wypadkową tego co przyniosły kolejne lata i Druga Wojna Światowa, która może i ukształtowało wiele granic europejskich. Jednak na Albanię spuściła żelazną zasłonę komunizmu.

Dziś Albańczycy obchodzą sto pierwszą rocznicę ogłoszenia niepodległości. Śmiem twierdzić, że jest to najważniejsze tamtejsze święto – połączone również ze Świętem Flagi, która traktowana jest naprawdę z ogromnym namaszczeniem. Ze względu na wspominaną już przeze mnie „laickość” nie są obchodzone specjalnie hucznie święta religijne. Natomiast 28 listopada to jest prawdziwe wydarzenie.

Najważniejszy jest Plac Flag…

…chociaż Tirana również pragnie trochę tych zaszczytów zaznać, ale stolicę do świętowania wybrała jedynie opozycja. Edi Rama wybrał się do Vlory, gdzie w fantazyjnym krawacie (proszę wybaczyć mi moją słabość do stylu premiera) razem z prezydentem oraz burmistrzem Vlory uczestniczyli w głównych obchodach pod Pomnikiem Niepodległości oraz przy grobie Ismaila Qemali. Później w Teatrze Petro Marko odbyła się konferencja prezentująca projekt, który wygrał w konkursie na zagospodarowanie wybrzeża Vlory. Wybrzeża, które zmieniło się diametralnie, gdyż bezpardonowo zostały usunięte z niej budynki, które nie miały skompletowanych pozwoleń na budowę. Turystów w przyszłym sezonie powita odmieniony kurort. Nie oszukujmy się, że Vlora dużo ugrała na tak entuzjastycznym wsparciu  Ramy w tegorocznych wyborach. Nie ukrywam, że bardzo mnie to cieszy, bo rozwój miasta, które jest „moją stolicą” tego kraju nie jest mi obojętny.

Pośród tego świętowania słychać głosy rozczarowania. Porównuje się przede wszystkim tegoroczne obchody do zeszłorocznych. Faktycznie setna rocznica była celebrowana z niesamowitym rozmachem. Pamiętam, ze już sezonie czuło się przygotowania do tego święta. Cała Vlora była przyozdobiona portretami Ismaila Qemali, flagami oraz oficjalnym logo obchodów. Te symbole nagle nie zniknęły – nadal możemy je widzieć np. na autobusach. Przyznam, że sama nie potrafię dokładnie zrelacjonować wszystkich ważniejszych punktów  obchodów z 2012 roku. Wielość koncertów, festynów we wszystkich częściach Albanii przyprawiała o zawrót głowy. Przyjechała SAMA Rita Ora, a kumulacja wszystkiego miała miejsce…

Najważniejszy był Plac Flag…

…i niesamowite było to ile ludzi potrafi on pomieścić. Ludzie byli wszędzie: na ulicach, na dachach, na rusztowaniach powstającego hotelu. Albańczycy potrafią świętować z pełnym rozmachem. Tłumnie. Bezkompromisowo. Różnorodnie. Faktycznie ciężko dorównać szaleństwu, które opętało ten naród w zeszłym roku. Nie tylko z resztą sama przestrzeń kraju była kuq e zi. Cały Facebook wyrzucał setki zdjęć ludzi najczęściej prezentujących flagę z dwugłowym orłem. Nawet Google uczcił to specjalnym Google Doodle!

Jutro wszystko rozwieje coraz silniejszy o tej porze roku wiatr. Na pewno jednak nie ochłodzi dumy narodowej, która towarzyszy im cały rok.

albania_independence_day_2012-980005-hp DSCN0218 DSCN0266 DSCN0443

Miasto niepodległości

W Polsce dziś obchodzimy Dzień Niepodległości. W tym samym miesiącu obchodzą go również Albańczycy. Po tekstach lekkich czas na trochę poważniejsze tematy. Wprawdzie dopiero za około dwa tygodnie w Albanii będą świętować to dziś napiszę o miejscu kojarzonym z niepodległością. Zabrzmiało strasznie poważnie, a tak naprawdę będzie to opowieść o mieście, które już czytelnicy mojego bloga zdążyli poznać w wielu odsłonach. Mowa oczywiście o Vlorze. Kiedyś nazwałam je miastem uniwersalnym i zdania nie zmienię, a nawet im dłużej tam przebywam coraz silniej to odczuwam.

DSC_3710 2

Położenie Vlory sprawia, że może być bazą wypadową, miejscem dłuższego wypoczynku oraz zwykłym przystankiem na trasie. Dwie godzinki do Tirany, Berat podobnie, Gjirokastra czy Permet ponad trzy, no i oczywiście przełęcz Llogary, gdzie w ciągu godziny możemy się znaleźć.

Najpopularniejszym sposobem reklamowania Vlory jest podkreślanie, że leży na styku dwóch mórz: Adriatyku oraz Jońskiego. Faktycznie w okolicach tunelu i charakterystycznego (i bardzo znanego) hotelu New York znajduje się ta słynna granica. Różnica polega przede wszystkim na wyglądzie plaż, gdyż w okolicach tunelu zaczynają się plaże kamieniste i żwirkowe, a kończą pokryte wulkanicznym piaskiem. Nie jest to jakaś sztywna linia demarkacyjna, ale jednak działa na wyobraźnię i ma w sobie coś poniekąd romantycznego. Tam również zaczyna się deptak, który ciągnie się przez ok 4 km do samego centrum miasta.

Opisywanie całej trasy jest karkołomne. Restauracje bardziej i mniej eleganckie, knajpki z doskonałą kawą i lodami, pizzerie, nadmorskie „pijalnie piwa”, gdzie do litrowego kufla (mrożonego oczywiście) możemy zamówić przygotowywane w budzie przekąski, fast foody, dyskoteki (z muzyką tradycyjną i zachodnią), sklepy (warzywniaki oraz świetnie zaopatrzone markety)… Wieczorami rzeka ludzi, samochodów, cygańskie „odpustowe” stoiska, z Conversami za 10 euro i plastikowymi sandałkami, które są nie do zdarcia mimo, że kosztowały jedyne 500 leków.

deptak deptak3 deptak4 deptak6 deptak7 deptak8 detak1

Jak już dojdziemy do ronda z dwugłowym orłem upamiętniającym obchody święta niepodległości możemy pobuszować w centrum handlowym Riviera, albo przespacerować się w okolicach portu. Vlora jest jednym z najważniejszych miast portowych, ze względu na bliskość Włoch (ok 72 km) oraz Korfu (ok 130 km). Połączenia pasażerskie to głównie Brindisi, a port obsługuje przede wszystkim ruch towarowy. Vlora swego czasu znana była również jako centrum przemytu, gdyż przestępcy również wykorzystywali znakomite położenie miasta.

Teraz wykorzystują ją również wojskowi, zwłaszcza na bazie Pashaliman, gdzie aktualnie stacjonują wojska NATO, ale nie jest to jedyny budynek należący do marynarki wojennej we Vlorze. Znajduje się tam również m.in. szkoła oficerska. Tego lata odbywały się manewry wojsk amerykańskich oraz brytyjskich w tym rejonie. Wieść niosła, że były to działania przygotowujące do inwazji na Syrię. Na pewno stanowiły atrakcję dla turystów 🙂

port4 port

Wieczorem,  warto wspiąć się na wzgórze Kuzum Baba. Schody prowadzące na szczyt znajdują się w samym sercu miasta – prawie naprzeciwko meczetu, zaraz obok miejsca o wdzięcznej nazwie Elis Club,  gdzie wieczorami kierowcy autobusów, taksiarze i policjanci odpoczywają przy piwku. Większość mieszkańców Vlory to bektaszyci, czyli wyznawcy specyficznej formy islamu i właśnie wzgórze jest ich świętym miejscem, gdyż znajduje się tam mauzoleum ojca Kuzu. Z drugiej strony bliskie profanum ze względu na to, że w tej samej przestrzeni znajduje się restauracja, która zdecydowanie wykorzystuje fakt, że z góry widać całą panoramę miasta, która najpiękniej wychodzi na zdjęciach po zmroku. Kiczowate różowo-granatowe niebo i światła miasta. A nieopodal siedziba derwiszów, którzy podobno  przyjmą każdego, kto nie ma gdzie spać ani co jeść.

kuzumbaba

Jeśli zejdziemy już ze wzgórza możemy odwiedzić meczet Murada wybudowany w XVI wieku przez najlepszego architekta Imperium Osmańskiego. Idąc dalej znajdujemy się w miejscu, które upamiętnia wydarzenie, o którym wspomniałam na początki. Plac Flag, którego głównym punktem jest mający siedemnaście metrów Pomnik Niepodległości z 1978 roku, jest również miejscem spacerów i spotkań mieszkańców Vlory. Centralną postacią pomnika jest ojciec niepodległości czyli Ismail Qemali, którego grobowiec znajduje się kilka kroków dalej. Twarz Qemalego możemy zobaczyć również na autobusach czy znaczkach. Ten słynny polityk doprowadził do tego, że Albania wyrwała się spod tureckiego zaboru.

pomnik1

meczet

park2 park     grobowiec

grobowiec1

pomik

Aby dowiedzieć się więcej o tym okresie historycznym warto ponownie przemierzyć główną ulicę. W pobliżu portu i naprzeciwko najlepszego hotelu International znajduje się niewielkie Muzeum Niepodległości, wypełnione pamiątkami z okresu kiedy Vlora była stolicą kraju. Ten tytuł utraciła po kilku latach najpierw na rzecz Durres (1914 r), a następnie Tirany (1920 r).

Wracając do Placu Flag wędrujemy do czasów antycznych, gdyż znaleziono tam pozostałości po mieście Aulona, które według badań zostało założone ok VI wieku p.n.e. i początkowo znajdowało się pod panowaniem Ilirów. Ze względu na swoje strategiczne położenie stało się częstym celem ataków, a koniec końców jak większość ziem albańskich trafiło pod panowanie Turków. W tym okresie było także ważnym miastem portowym i handlowym. Z Vlory pochodziła żona Skanderbega (ze znakomitego rodu Arianitów) i tam odbyło się ich wesele….

…i tak dalej, i tak dalej. Mogłabym opisać jeszcze okres okupacji włoskiej, zgłębić lepiej czasy antyczne czy osmańskie, a może nawet napisać o 1997 roku, o którym niewiele moich znajomych chce pamiętać. Jak w całej Albanii historii jest nie na bloga, ale na całą książkę.

Vlora wciąga i uzależnia. Czasem denerwuje dźwiękami klaksonów, a czasem w tym zgiełku czujemy się jak ryba w wodzie. Z drugiej jednak strony jest to miejsce, gdzie można też naprawdę wypocząć, bo jakieś 20 km plaż daje możliwość ucieczki z centrum miasta. Ma wiele twarzy i imion, gdyż równie często Albańczycy używają greckiej nazwy Valona. Nic tylko pojechać i zobaczyć.

Obraz 710 DSCN0762 DSCN0749 DSCN0743 DSCN0738 DSCN0371 DSCN0368 DSCN0365 DSCN0362 DSCN0298 DSCN0292 DSCN0279

DSCN0278 DSCN0134 DSCN0116 DSC_3717

Menu (cennik restauracji)

Zaczynam cykl typowo informacyjny. Bez dodatkowych ozdobników dla osób, które potrzebują konkretnych informacji na temat Albanii, a nie literacko-reportażowych opisów. Jako, że niedawno pisałam o jedzeniu dziś cennik jedzenia w restauracjach. Oczywiście uśredniony i dotyczący Vlory. Przelicznik 1 euro = 140 leków (zaokrąglałam ceny)

Makarony

– z sosem pomidorowym (me domate) ok. 300 leków/2 euro

– z owocami morza (me fruta deti) ok 400-500 leków/3-3,5 euro

-bolognese ok. 400 leków/3 euro

– carbonara ok. 400 leków/3 euro

Lasagne (porcja) ok. 300 leków/2euro

Zupy

Zupa rybna (Supe peshku) ok. 300 leków/ 2euro

Zupa warzywna (Supe perime) ok. 300 leków/ 2euro

Ryby

Lavrak grillowany (Lavrak Zgare) kg ok. 2500 leków/17 euro

Koca grillowana (Koce Zgare) kg ok. 2500 leków/ 17 euro

Merluc- Dorsz kg ok 2000 leków/14 euro

Mięso

Filet z kurczaka z grilla (Fileto pule zgare) ok 500 leków/3,5 euro

Grillowana cielęcina (Biftek Vici lub Berxolle Vici) ok. 700-800 leków

Grillowana jagnięcina (Mish qengji) 1 kg ok 2000 leków/15 euro

Kurczak z rożna ok 700 leków/5 euro

Owoce morza

Małże (Midhje) – 400 leków/3 euro

Krewetki królewskie z grilla (Karkalec i madh zgare) – ok 700-800 leków/ 5 euro

Małe krewetki (Karkalec i vogel) – ok 500 leków/ 3,5 euro

Kalmary (Kallamar)- ok 500-600 leków/ 4 euro

Ośmiornica grillowana (Oktapod zgare) ok.800 leków/ 6 euro

Mix owoców morza (Mix Fruta Deti)ok 800 leków

Dodatki

Frytki (Patate zgare/te skuqura) ok. 200 leków/ 1,5 euro

Sałatka Mix (Sallate Mix) 200 leków/ 1,5 euro

Pieczony ser biały (Djathe i bardhe zgare) ok 250 leków/ 2 euro

Pieczony ser kackavall (Djathe kackavall zgare) ok 250 leków/ 2 euro

Warzywa grillowane (Perime zgare) ok 300-400 leków / 3 euro

Inne

Musaka 300 leków/ 2,5 euro

Pizza od najprostszych (sos, ser pieczarki) ok 250-300 leków/ ok. 2 euro do bardziej wypasionych (z owocami morza, różnymi dodatkami) za ok 500-600 leków/ ok. 4 euro

Napoje

Kawa:

-Ekspres (czarna) 60-100 leków

-Makiato (z mlekiem) 70-120 leków

-Frape (na zimno) 120-150 leków

Herbata (caj) 50-70 leków

Cola/Fanta/Amita/Lemon soda -120-150 leków

Piwo lane (Kriko) małe 80-120 leków / duże150-200 leków

…niedługo zawitamy do sklepu spożywczego 🙂