Luźne wątki

Dość dużo piszę na blogu o literaturze bałkańskiej, najwyższy czas zająć się tak zwaną “dziesiątą muzą”. Filmów z tego regionu jest bardzo, bardzo dużo i niektóre są wprost genialne. Nie przepadam za opowieściami zachodniej Europy albo co gorsze Ameryki o Bałkanach. We wszystkich tych filmach jest jakaś miałkość, brakuje mi często klimatu, którego obrazy serbskie lub bośniackie mają czasem “aż za dużo”. Potrafią być melancholijne, wprost dołujące, zabarwione czarnych humorem i dramatyczne w swej wymowie. “Grbavica” czy “Jej droga” pokazują współczesną Bośnię. “Klip” czy “Rane” szokują szkicując Serbię. Są wśród nich tytuły, które zahaczają o wojnę w byłej Jugosławii oraz takie, które zupełnie nie mają już z nią nic wspólnego. Oczywiście nie sposób nie wspomnieć o nieśmiertelnym już Kusturicy, którego dokonania kocham i nienawidzę. Warto od czasu do czasu przenieść się na Bałkany poprzez filmy. Przyznaję, że często są rozdzierająco smutne. Strasznie żałuję, że albańskie filmy nie są w Polsce znane… bo ciężko znaleźć nawet ich polskie tłumaczenia. Może kiedyś sama się tym zajmę. Kinematografia albańska, jednak to zupełnie inny temat. Ja pójdę dziś trochę w inną filmową stronę. Wątki albańskie odnalazłam w trzech doskonałych bałkańskich filmach, które są naprawdę warte polecenia. Zaczniemy od komedii, która dosłownie skradła mi serce czyli “Posterunku granicznego”. Wiążą się z nią niejasne do końca studenckie wspomnienia (Moniko! jak tu jesteś proszę przypomnij mi jak to z “Karaulą” było!) oraz miłość do diabelsko przystojnego Sergeja Trifunovicia, który później zagrał w obrazoburczym i skrajnie szokującym “Serbskim filmie”. Pozwolicie, że w streszczeniu zacytuje samą siebie z dawnych czasów, kiedy wrzuciłam trochę treści na filmweb.pl jako vatra:


W maleńkiej jednostce wojskowej na granicy jugosłowiańsko – albańskiej kolejna generacja żołnierzy w niesamowitej nudzie czeka na zakończenie służby wojskowej. Wszyscy odliczają dni do chwili kiedy będą mogli zrzucić mundury. Jest wiosna 1987 roku, nikt nie spodziewa się tego, że niedługo ktoś znów ich powoła i karze brać udział w wojnie. Pamiętajmy, że są to ostatnie dni państwa, które nazywało się Jugosławia. No, ale wtedy nikt nie mógł o tym wiedzieć… Codzienny żołnierski żywot zostaje zakłócony przez niezwykłe okoliczności. Sfrustrowany i wiecznie pijany porucznik Safet Pašić odczuwa dziwny ból w pachwinach. Na pomoc wzywa jedynego lekarza odbywającego aktualnie służbę- Siniše. Ten stwierdza, że pacjent ma syfilis. Pułkownik ze strachu przed żoną, która z pewnością odkryje prawdę postanawia nie wracać do domu. Okłamuje wszystkich, że Albańczycy przygotowują się do wojny z Jugosławią. Farsa przemienia się w wojenna psychozę: żołnierze zaczynają kopać rowy, Pašić z dnia na dzień traci nad wszystkim kontrole, Siniša wplątuje się w niebezpieczną miłosną przygodę z żoną jednego z oficerów, a jego najlepszy przyjaciel Ljuba  planuje opuścić armię… Film opowiada o przeszłości bez nostalgii i nienawiści. “Karaula” jest komedią mówiącą o ludziach którzy znaleźli się o krok od tragedii.


Najciekawszy dla mnie jest wątek strachu przed tymi “po drugiej stronie”, a w rzeczywistości nie stanowiącymi zagrożenia. Dodatkowo kilka smaczków, w tym kultowa scena z niezwykle entuzjastyczną wypowiedzią porucznika Pasicia na temat Envera Hoxhy.

Kolejna pozycja również odnosi się do wojny, ale już innej. Tłem filmu “Zanim spadnie deszcz” jest konflikt albańsko-macedoński, który przybiera formę bardzo kameralną. Mamy więc szeroką scenę konfliktów trawiących Bałkany, na której występuje tylko kilka postaci. Film jest podzielony na trzy, splatające się ze sobą, części, których chronologia jest zaburzona. Musimy się przygotować na sceny przemocy wynikającej z bezmyślnej nienawiści oraz na poczucie ogromnej niesprawiedliwości, które będzie nam towarzyszyć jeszcze długo po zakończeniu oglądania tego filmu. Pierwszy fragment opowiada o mnichu oraz ukrywającej się w klasztorze młodej Albance. Druga część rozgrywa się w Londynie i wydaje się początkowo oderwaną od bałkańskich realiów historią związku fotografa Aleksandra i Anny. Trzecia odsłona to jego powrót w rodzinne strony, do Macedonii. Ostatnia historia staje się wyjaśnieniem pierwszej i zatacza koło, które… nigdy nie jest okrągłe.
Tu również w obsadzie, jest jedna z moich bałkańskich miłości: Rade Serbedzija. Udało mu się zaistnieć w szerszej świadomości kinomanów, gdyż regularnie grywa w zachodnich produkcjach. Najczęściej ruskich mafiozów. Jednak zagrał również w drugiej części kultowej już “Uprowadzonej”… albańskiego mafioza. Nie mogę się powstrzymać żeby nie przypomnieć tego “dzieła”! Nawet dla rozluźnienia.
Ostatni film “Besa” rozgrywa się w zupełnie innych czasach niż dwa pozostałe, jednak tematyka pozostaje jakby ta sama. Jest to oparta na faktach historia trójkąta słoweńsko – serbsko – albańskiego. Widzimy wybuch I Wojny Światowej. Filip – dyrektor wiejskiej szkoły położonej, gdzieś na południu ówczesnej Serbii zostaje powołany do wojska. Musi zostawić swoją żonę w wrogim i obcym środowisku. Na domiar złego jego małżonka jest Słowenką czyli pochodzi z Austro-Węgier. Nikt nie chce się nią zająć oprócz woźnego – Albańczyka Azema, który składa Filipowi obietnice czyli tytułową besę. Obcy będzie chronił obcego. Chwilami film jest zabawny, chwilami wręcz naiwny. Jednak ujmuje mnie ta rozczulająca relacja tej egzotycznej pary. Wykształcona Słowenka i prosty Albańczyk stają się sobie niezwykle bliscy.
Wielkie brawa dla absolutnego króla kinematografii ‘bałkańskich’ czyli Miki Manojlovicia, który jest aktorem totalnym. To jak zagrał Azema przyprawia mnie o zawrót głowy i dosłownie wzrusza. Poprzez kilka charakterystycznych gestów zbudował naprawdę wiarygodną postać. Ktoś kto zna trochę Albańczyków uśmiechnie się widząc chociażby scenę “albańskiego zaprzeczania” 😉 Może wydawać się, że to takie stereotypowe ukazanie prostego Albańczyka (Znów prostego! Znów z gór!). Nic bardziej mylnego – to właśnie on okazuje się być postacią najjaśniejszą i najmądrzejszą. Trzeba przyznać, że film należy do niego! Filmy powyżej to tylko przystawka. Mam nadzieję, że udało mi się rozbudzić Państwa apetyt 🙂

4 thoughts on “Luźne wątki

  1. Witam! Chciałam podziękować za Albanię sierpniową 2014 – za niesamowity pilotaż i mnóstwo ciekawostek. Ja również kocham podróżować, a Albanią zaraziłam się niesamowicie – również od Ciebie. Za 3 tygodnie rozpoczynam staż w biurze podróży i też chciałabym spełniać się w pasji, jak Ty, Iza 🙂 Oby się udało! Może jeszcze spotkamy się gdzieś w trasie 🙂 W razie czego zostawiam maila, mogę podesłać jakieś zdjęcia z Albanii (Twoje też mam, bo trzaskałam!). Pozdrawiam i dziękuję za wspaniałego bloga i za wspaniałe wakacje! ~ była mieszkanka hotelu LEON (Vlora) 🙂

Leave a Reply