Trudne pięknego początki

Nie lubię dużo czasu poświęcać wspominaniu. Zawsze byłam za leniwa na segregację zdjęć, tworzenie albumów czy spisywanie relacji krok po kroku. Dlatego większość moich opowieści o Bałkanach to przede wszystkim anegdoty, krótkie odczucia, mocne akcenty.

Wizyta w radiu Luz w audycji Kocioł Bałkański nastawiła mnie super pozytywnie i w głowie pojawiło się dużo wspomnień. Ze względu na to, że Patryk – prowadzący – pytał mnie jak to wszystko się zaczęło. Jak wyglądała moja pierwsza wizyta w Albanii – zanim jeszcze zaczęłam tam pracować? Zarówno dla tych co słuchali oraz tych co wolą słowo pisane trochę o moich początkach 🙂

Pierwszy raz, można powiedzieć, że jeszcze turystycznie w Albanii byłam w 2009 roku. Za sobą mieliśmy luzacki Belgrad, rozgrzane jak patelnia Skopje, kompletnie opętany sezonem Ochryd. Albania miała być na chwilę – nie planowaliśmy nawet noclegu. Złożyło się kompletnie inaczej niż początkowo zamierzaliśmy.

IMG_0411

Wtedy pierwszy i ostatni raz mieszkałam w Albanii w hostelu. Dlaczego? Bo dla Albańczyków pojęcie hostelu jest dość egzotyczne. Nie istnieje tam typowa “kultura” hostelowa, bo wszędzie można znaleźć bardzo tanie noclegi w zwykłych hotelach. Często Albańczycy nadają swojemu przybytkowi nazwę hostel dla tak zwanego bajeru, bo wiadomo, że przeciętny “backpackers” do hotelu będzie się bał nawet podejść, a do hostelu popędzi. I pewnie jeszcze przepłaci.

Nie wiem czy przepłaciłam czy nie. Popędziłam szukać w blokowisko, a moi współtowarzysze zostali w lokalu z widokiem na pomnik Chopina… Ile w tej okolicy od tego czasu się zmieniło. Fryderyk stoi jak stał, ale w okół pojawiły się fantastyczne miejsca, gdzie można wypić kawkę lub piwko. Spacer po parku w kierunku jeziora był kiedyś błądzeniem w krzakach po ciemku, którego zwieńczeniem było coś pomiędzy cygańskim targiem, a odpustem. Na brzegu sztucznego jeziora stały koślawe restauracje, gdzie buszowały koty. Tam właśnie zjadłam słynną deskę serów, o której kilka przynajmniej razy już pisałam.

Nie będę zanudzać nikogo opowieściami jak oglądałam piramidę Hoxhy czy plac Skanderbega 🙂

Piramida Hoxhy

To auto do tej pory krąży po Tiranie :)
To auto do tej pory krąży po Tiranie 🙂

Oczywiście wrażenie zrobił na mnie ruch drogowy, gdyż jechaliśmy autem moich rodziców, a jeszcze do tego kilka miesięcy wcześniej miałam niewielką samochodową kraksę. Mimo niesamowitej porcji stresu jednak zdarzyło się coś co przesądziło moją przyszłość.

Też już o tym wspominałam. Tyle razy, że aż wstyd.

Wypowiedziana została na albańskiej ziemi BESA czyli honorowa obietnica, która determinuje ludzki los.

“Ej podoba mi się! Ja tu jeszcze kuuuuurrr….. wrócę”

Nie brzmiała może zbyt podniośle. Myślę, że jednak była wystarczająco konkretna.

Do Vlory wtedy nie pojechaliśmy mimo, że przewodnik wspominał o tym, że tam zaczyna się najładniejsza część wybrzeża. Jechaliśmy do Czarnogóry, gdzie musieliśmy zgrać się ze współtowarzyszami. Z tego wszystkiego przegapiliśmy zjazd do Kruji, ale to był czas, kiedy bardziej interesował mnie królewicz Marko niż Skaderbeg.

Szkodra zachwyciła mnie widokiem z Twierdzy Rozafy, ale jako miasto raczej odrzuciło. Tak jest po dziś dzień. Związane jest to również z kilkoma antypatycznymi mieszkańcami tego miasta, których dane było mi poznać. Szkodra w mojej głowie zapisze się jako stolica kombinatorów oraz drobnych cwaniaczków. Bardziej brudne i bardziej brzydkie niż reszta kraju.

Dodatkowo jakimś cudem pojechaliśmy na inne przejście graniczne niż chcieliśmy i zamiast w Ulcinju wylądowaliśmy w okolicach Podgoricy. Dramatu nie było, ale niepokój związany z zaskakująco dłużącą się trasą jest uczuciem, które burzy mój spokój po dziś dzień. Dlatego nie zapamiętałam nic ciekawego oprócz spalonej słońcem ziemi. To również wryło mi się w głowę. Czerwona, sucha ziemia i OCZYWIŚCIE bunkry. Ten krajobraz niczym z filmów science fiction jednak nie zdominował mojego postrzegania kraju, o którym nie wiedziałam wiele, ale w którym czułam się tak samo dobrze jak w innych częściach bałkańskiego wszechświata.

DSC_8399DSC_8463DSC_8417

Teraz jak oglądam zdjęcia z tamtego wyjazdu nie są zbyt ciekawe ani odkrywcze. Składają się w historię o mercedesie i kobiecie z córką na pace ciężarówki. O spalonym słońcem mieście i kurzu. Nie do końca wiadomo o co w tej historii chodzi. Gdzie jest jej początek czy koniec. Brakuje myśli przewodniej.

Takich opowieści o wędrówkach jest setki na blogach podróżniczych. Takich podróży również. Jednak z dumą mogę stwierdzić, że udało mi się wyjść poza schemat!

Najpierw ARTYKUŁ, którego byłam “matką chrzestną” i znalazły się w nim moje wypowiedzi. Dodatkowo był to jeden z niewielu pozytywnych tekstów o Albanii w polskiej prasie w ostatnich latach.

Natomiast w ostatnią niedzielę byłam gościem Kotła Bałkańskiego. Wspominałam o tym już na samym początku, a teraz czas na prezentację. Jeśli ktoś ma ochotę usłyszeć mój głos opowiadający o Albanii zapraszam. Jak chodzi o plany to nie wszystko…. jeszcze mam coś w zanadrzu 😉

KOCIOŁ BAŁKAŃSKI

Ja oraz wspaniały prowadzący Patryk Osuch w samym środku KOTŁA BAŁKAŃSKIEGO!
Ja oraz wspaniały prowadzący Patryk Osuch w samym środku KOTŁA BAŁKAŃSKIEGO!

Bardzo dziękuję zarówno za zaproszenie jak i fantastyczne reakcje na samą audycję!

Na koniec świeżutki mail dotyczący audycji, który całkowicie mnie rozbroił 🙂 Przyjmuję wyzwanie!

mail

9 thoughts on “Trudne pięknego początki

Leave a Reply