Dziś ostatnia część moich wspomnień i dlatego wybieramy się na wycieczkę do Sarandy. Czas pośmiać się trochę z Albańczyków, których polscy turyści też potrafią zaskoczyć. Naród to niezwykle przyjazny, ale językowo znajdujący się na innej planecie. Język polski jest dla nich niezwykle egzotyczny i czasem mogą wynikać z tego powodu niewielkie nieporozumienia. Kiedyś opowiadając z entuzjazmem turystom w autobusie o albańskich drogach zostałam zapytana przez zaniepokojonego albańskiego kierowcę, dlaczego gadam tyle o…. narkotykach (alb. droga – narkotyk).
Wróćmy jednak do Sarandy, gdzie w trakcie wycieczki turyści mają czas wolny na deptaku. Miejscem zbiórki jest parking niedaleko ekskluzywnego hotelu Butrint.
Jednego razu panowało tam wielkie poruszenie! Wszyscy uczestnicy fakultetu pozowali i robili sobie zdjęcia przy plakacie wyborczym burmistrza Sarandy zanosząc się przy tym śmiechem. Po kilku chwilach również zaczęłam chichotać obserwując tą scenkę. Kierowca-Albańczyk nerwowo zerkał to na mnie, to na turystów. W końcu zapytał o co nam Polakom znowu chodzi? „Słuchaj ten wasz polityk nazywa się Stefan… Cipa, a to po polsku znaczy…” W ten sposób burmistrz Sarandy stał się najpopularniejszym albańskim politykiem, przynajmniej wśród Polaków. Natomiast przez pewien czas najpopularniejszym polskim słowem wśród moich albańskich znajomych stało się… no chyba wiadomo.
🙂
Czemu ostatnia część wspomnień?
Na razie ostatnia z cyklu, który był ściśle związany z Funclubem. Ale turyści i wspomnienia z nimi związane nadal będą pojawiać się na moim blogu 🙂
Mam nadzieję 🙂 Jak już wcześniej pisałem miło się czyta.
Bardzo się cieszę i dziękuje 🙂